środa, 26 stycznia 2011

"Dziwne uczucie" (cz.7)


-Ach tak ... Znam je aż za dobrze ... – powiedziałam oburzona i wściekła. Dobrze wiedziałam o kogo chodzi Jenny ... 
-Powiedziałaś to tak jakby były twoimi największymi wrogami. Czy one Ci dokuczają? – spytała patrząc w moje oczy przestraszona.
-Właściwie to słowo ”dokuczają” jest w tej sprawie bardzo łagodne. Nie nienawidzą mnie ,a ja ich. Kiedy są wściekłe zawsze wyżywają się na mnie. Pamiętasz tego chłopaka co zepchnął mnie ze schodów? Ta cała Jessica to jest jego dziewczyna ... Kiedyś .. Przyjaźniłam się z nią ,ale jak tylko zaczęła spotykać się z Mattem straciłyśmy nagle kontakty i stała się ona taka jaka jest w tej chwili ... Wredna i samolubna ... – mówiąc to patrzyłam wciąż pustym i zasmuconym wzrokiem w trawę.
- Nie rozumiem. Czyli pokłóciłyście się przez jakiego głupiego chłopaka?! – spytała zaskoczona z nutą współczucia i zarazem oburzenia w głosie.
- Prawdę mówiąc to tak. Zawsze mówiłam jej ,żeby w końcu ze sobą zerwali ,bo to nie ma sensu. Przez niego tylko stawała się coraz bardziej wredna. Ten związek nie wyszedł jej na dobre. Za to Matt od kiedy tylko sięgam pamięcią to od zawsze był moim wrogiem. Jak ona zerwała ze mną kontakty to zaczęła mnie powoli  unikać ,aż w końcu zaczęła się wojna ... A wszystko przez bzdury które wygadywał jej Matt. Przecież ja tylko chciałam dla niej dobrze.
-Wiesz .. Może da się to jakoś naprawić. – popatrzyła na mnie z uśmiechem.
-Niby jak? – spytałam smutnie.
– Mam pewien pomysł. Co byś powiedziała na to ,żebym umówiła was jutro na nocowanie u mnie? – złapała mnie lekko za rękę.
-Co?! Żartujesz?! W życiu! Nie chce jej widzieć na oczy!- krzyknęłam oburzona i zabrałam jej rękę.
-W końcu musicie się kiedyś pogodzić. Nie możecie być zawsze wrogami!
-Wybij to sobie z głowy! Ona mnie nie znosi ,a ja jej! Niech już tak zostanie!
-Rozmawiałam z nią i wcale nie ma ona o Tobie takiego złego zdania!
-Taa ...Wątpię ,by mówiła prawdę ... Mówię Ci ona coś knuje! Czuje to!
-Nic nie knuje! Wiem to! Po prostu uwierz mi! – popatrzyła na mnie lekko przerażona.
Miałam wrażenie ,że ta rozmowa nigdy się nie skończy. Nagle poczułam się bardzo dziwnie. Tego uczucia nie mogę zbytnio opisać słowami. Zrobiło mi się tak jakoś ... Zrobiło mi się tak zimno. Poczułam ,że ktoś dotyka moją dłoń i szepcze mi do ucha „Musisz się zgodzić. Spójrz jeszcze raz w jej oczy i zgódź się!”. Ten głos przypominał mi kogoś. Sama nie zielonego pojęcia kogo. Ale był on mi bardzo znajomy ... Znów zaczęłam czuć na sobie widok tej sarny. Tak jakby obserwowała  mnie z każdej strony ... Zaczęłam się rozglądać bojaźliwie. Nie wiem co się wtedy ze mną działo. Ale tego uczucia nie da się tak po prostu zignorować. To było coś niecodziennie pierwszy raz czułam coś takiego. Zamyśliłam się tak ,aż w końcu Rose szturchnęła mnie i nareszcie ”się obudziłam”.
-Rose! Tutaj ziema ,żyjesz? – powiedziała lekko zirytowana.
-Eee .. Tak. Co się stało? – spytałam rozkojarzona.
-Nic tylko ,że stałaś tak i wogule nie słyszałaś co do Ciebie mówiłam! Nie no wszystko spoko! Gdzie ty wtedy byłaś na Marsie?!
-Wiesz ... Sama nie wiem co się dzisiaj ze mną dzieje. Chyba muszę na chwilę odpocząć.
-A co z nocowaniem?!
-Może innym razem ... – odpowiedziałam usiłując nie patrzeć jej w oczy. Czułam coś dziwnego gdy w nie patrzyłam.
-Najpóźniej jutro ,bo potem nie mam czasu.
-No dobra ... – powiedziałam cicho.
-Nagle zrobiłaś się jakaś blada. Co się z Tobą dzieje?
-Nie wiem. Muszę się położyć.
-Zaprowadzić Cię do domu? – spytała troskliwie.
-Nie ,dzięki. Sama pójdę ...
-Na pewno?
-Tak. – odpowiedziałam stanowczo.
-Dobra no to do jutra! – pobiegła w głąb lasu nie oglądając się.
-Do jutra .. – wyszeptałam z pod nosa.

środa, 19 stycznia 2011

"Miła postać" (cz.6)


    Siedząc tak i rozmyślając nad tym co się stało spojrzałam na chmury ciągnące się leniwie po niebie i pomyślałam „Gdyby tylko życie nie było takie jakim jest ... Wtedy może byłoby inaczej”. Znów schyliłam głowę pełną smutku oraz odrobiny złości i łza spłynęła mi po policzku. Wyciągnęłam rękę do przodu i popatrzyłam na nią tak jakbym nie widziała jej od lat. „Tyle się zmieniło i jeszcze tyle ma się zmienić ... Tyle jeszcze łez i śmiechu jest przedemną” – pomyślałam chowając rękę do kieszeni i znów wpatrując się w niebo. Druga łza spłynęła  mi po policzku ,zleciała po chwili na ziemię i wsiąkła w nią. Nagle usłyszałam jakiś głos który mówił „Nie płacz ... To nic nie zmieni”. Głos ten był miły ,ale z jakiegoś powodu wystraszyłam się go tak jakbym usłyszała jakiegoś ducha. Od razu zerwałam się na równe nogi i krzyknęłam:
-Halo?! Czy ktoś tu jest?! Hallo?!
-Nie bój się .. To tylko ja. – za drzewa wyszła jakaś wysoka postać. Miała ona proste i długie piękne włosy ciągnące się do samego pasa. Kolor ich był taki jak pień obok którego stała - ciemno brązowy prawie ,że czarny. Jej oczy przypominały mi trochę mamę. Ich kolor był prawie ,że identyczny. Nos miała ona podłużny i trochę szeroki. Jej duże różowe usta uśmiechnęły się do mnie z sympatią. Patrzyła ona na mnie tak jakby mnie już bardzo dobrze znała.
– Widziałam co się stało. Nie ma co płakać. Nie przejmuj się. – podeszła do mnie i złapała mnie za rękę. – Jestem Jenny ,a ty to zapewne Rose.
-Yyy .. Tak .. Skąd znasz moje imię?
-Dużo o Tobie słyszałam. Niedawno się tu przeprowadziłam. Pierwsze dziewczyny które tu poznałam od razu wspomniały o dziewczynie zwanej Rose. Tak myślałam ,że to ty. – uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Ach tak .. A co one o mnie mówiły? – od razu się spytałam z nutą ciekawości ,a zarazem smutku.
- Mogę powiedzieć Ci tyle ,że to co mówiły nie było czymś co mogło by Cię zranić. – w jej oczach było coś co nie mogło mi pozwolić źle o niej myśleć.
-Acha rozumiem. Więc .. Witaj Jenny miło mi cię poznać. – pierwszy raz uśmiechnęłam się do jakiejś osoby. Jest w niej coś takiego ... Nie wiem jak to określić .. Ale to coś na pewno nie było niczym złym. Od razu wiedziałam ,że nie miała wobec mnie złych zamiarów.
-Mam tylko jeszcze jedno pytanie. Kto Ci o mnie mówił? – musiałam wkońcu o to spytać.
-Mówiły ,że nazywają się Jessica i Megan oraz ,że je bardzo dobrze znasz. To prawda?
-Ach tak ... Znam je aż za dobrze ... – powiedziałam oburzona i wściekła. Dobrze wiedziałam o kogo chodzi Jenny ...

wtorek, 18 stycznia 2011

Rysunek Rose

 (żeby powiększy kliknij w obrazek)

Jakby co to to co spływa "po" oku to łza xD. Wiem ,wiem nie wyszło mi .. Nos jakiś taki dziwny za duże oko i usta dziwnie ułożone ;/.  Eh .. Kara nawet nie wiesz jak ja Ci zazdroszczę talentu! ;D Inaczej wyobrażałam sobie ten rysunek .. No coż .. Wyszło takie coś. Piszcie co bym mogła jeszcze poprawić ,żeby następnym razem wyszło mi to lepiej ;)

poniedziałek, 17 stycznia 2011

"Kałuża" (cz.5)


     Kolejne następne lekcje Luke spędzał z wzrokiem wlepionym we mnie. Ja jak zwykle udawałam ,że tego wogule nie widzę ,ale w głębi duszy zrobiło mi się nagle smutno i pomyślałam sobie ,że on może po prostu szuka kogoś bliższego ,kogoś kto by go zrozumiał ,a w ten dziwny sposób próbuje się do mnie zbliżyć. Może po prostu tak okazuje sympatie. Zajęta tymi myślami spędziłam tak wszystkie lekcje. Zrobiło mi się go żal .. Przecież on wcale nie jest taki zły za jakiego go inni uważają. Może po prostu nie ma odwagi tego powiedzieć. Wkońcu zadzwonił dzwonek.
-Nareszcie -szepnęłam i odetchnęłam z ulgą.
   Spakowałam wszystkie rzeczy do plecaka i dosłownie wybiegłam z klasy. Wciąż nie przestawałam myśleć o Luku. On szedł tuż przedemną ,ale ja nie wzracając na niego uwagi wyprzedziłam go ,tak jakby nigdy nic. Pochłonięta myślami szłam wciąż przed siebie ,aż nagle wpadłam na pewien pomysł. Zatrzymałam się na chwilę tuż przy schodach i przemyślałam to jeszcze raz. Już wiedziałam jak sprawdzić czy Luke rzeczywiscie będzie wszędzie za mną szedł czy to był po prostu „zbieg okoliczności” w co bardzo wątpię .. Ale dla pewności wolałam to sprawdzić. Lecz nagle poczułam ,że ktoś spycha ze schodów. Obróciłam się zaskoczona i leciutko wystraszona.
-Rusz się mała!
     Przed swymi oczami ujrzałam największego głupka ze szkoły. Chyba już się domyślacie kto to był. Tak to Matt. Popatrzył się na mnie jak na wariatkę i lekko się uśmiechnął. Wkońcu popchnął mnie jeszcze mocniej ,tak ,że wkońcu skaturlałam się ze schodów do największej kałuży błota. Obolała i cała brudna wstałam i krzyknęłam:
-Ty mądry jesteś?! Co ty sobie myślisz?! To wcale nie było śmieszne!
-Ha ha! Zobaczcie to Wielka Stopa! Wracaj do klatki tam gdzie twoje miejsce! – śmiał się tak ,że prawie nie mógł wziąć wdechu.
     Nie tylko on się śmiał reszta szkoły również. Tylko jakaś jedna dziewczyna wogule się nie śmiała ,patrzyła się na całą tą sytuacje z przerażeniem. Ale to nie ma znaczenia ,bo po Luku nie było już śladu. Po prostu „zniknął”. Nie zastanawiając się już nad niczym pobiegłam w głąb lasu. Jak już mówiłam jest takie miejsce gdzie chodzę codziennie w środku lasu – właśnie tam się wybrałam. Schyliłam głowę upokorzona i wściekła pobiegłam tam gdzie zawsze szłam w trudnych chwilach się wypłakać. Ponieważ to miejsce nie było daleko to chwilę później byłam na miejscu. Usiadłam na moim ulubionym miejscu – ścietym pieniu na którym zawsze rozmyślałam ,płakałam oraz .. Cieszyłam się. Wiem ,że to dziwne ,ale czasem takie chwile się zdarzały takie w jakich miałam dobry humor. A zdarzały się tylko dzięki moim małym przyjaciołom – zwierzętom. To tylko one zawsze w moim życiu dawały mi malutkie światełko na wiare w nowe i lepsze życie. To im zawdzięczam wszystko.


__________________________________________________________________________________

MAŁE PYTANKO
Chcielibyście ,abym narysowała dla was bochaterkę mojej książki - Rose? Wiem ,że każdy z was inaczej sobie ją wyobrazi ,ale ja chciałabym wam pokazać jak ja sobie ją wyobrażam.

niedziela, 9 stycznia 2011

"Luke" (cz.4)

     Na lekcji myślałam tylko o tym by wrócić do domu. Matt co się obrócił to patrzył na mnie z uśmiechem na twarzy i cichutkim chichotem. Chciałabym zniszczyć tą jego okropną blond czuprynę ,a ten wredny uśmieszek zabrać mu z twarzy raz na zawsze. Czułam ,że nie wytrzymam i wybiegnę z klasy ze złości. 
     Przez to wszystko nie zwróciłam uwagi na to ,że cały czas obserwował mnie Luke. Miał on strasznie bladą twarz jeszcze nigdy takiej nie widziałam. Zawsze się wyróżniał w tłumie wszyscy mieli oczy skierowane na niego ,ale on nie zwracał na to uwagi myślami ciągle był gdzie indziej. Był jasnym brunetem o dłuższych włosach i grzywce ciągnącej się ,aż do samych oczu. Jego duże czerwone usta nigdy jeszcze się nie uśmiechnęły zawsze miał tą samą skwaszoną minę. Nos miał ,ani mały ,ani duży średniej wielkości i lekko zadarty. Policzki blade jak cała reszta jego twarzy ,a nawet trochę bardziej. Oczy zaś miał czerwone. Wiem ,że to dziwne ,ale naprawdę takie miał ,nikt nie wie dlaczego. Jego spojrzenie zawsze przyprawiało mnie o dreszcze. Brwi ma zazwyczaj nisko w stosunku do oczu ,tak jakby o czymś ciągle myślał i nie mógł dojść do wniosku. Zawsze wydawał mi się  dziwnym facetem ,ale sama czasem zachowuje się identycznie jak on.   
      Razem jesteśmy wiecznie ponurzy i nieśmiali. Tylko ,że on nie ma żadnych wrogów. Cała szkoła wogule boi się do niego odezwać ,a co jeszcze rozmawiać. Czasem chciałabym go poznać tak od serca i dowiedzieć się czy rzeczywiście jesteśmy do siebie podobni ,ale nie mam odwagi. Jeszcze nigdy nie widziałam ,żeby się do kogoś odezwał więc wątpię ,żeby chciał ze mną porozmawiać. Boję się ,że palne coś głupiego ,a on wkurzy się i odejdzie. Więc wolę na razie zostawić to tak jak jest. Ostatnio Luke zaczyna coraz bardziej próbować się do mnie zbliżyć. Wczoraj na wszystkich przerwach stał wciąż obok mnie i obserwował co robię ukradkiem. Ja obróciłam głowę w drugą stronę i udawałam ,że go wogule nie widzę. Powoli zaczynam się go bać ,bo ostatnio chodzi za mną nawet kiedy wracam do szkoły. Obserwuje każdy mój krok. Tak jakbym byłam w niebezpieczeństwie ,a on chciał mnie chronić. 
     Ja cały czas udaje ,że tego nie widzę ,ale kiedy tylko obracam się w przeciwną stronę to zamykam oczy, zagryzam wargi i idę przed siebie. Wtedy tylko zastanawiam się „Czego on odemnie chce? O co mu chodzi? Dlaczego ciągle mnie obserwuje?”.


___________________________________________________________________________________
P.S. Przepraszam ,że tak krótko ,ale za to następna część będzie dłuższa.

sobota, 1 stycznia 2011

"Dziwny poranek" (cz.3)


    Dziś stałam wcześnie rano ,albo raczej zostałam obudzona. Na dworze było jeszcze ciemno. Obudziła  mnie straszna ulewa która szaleje już całą noc. Okno było otwarte chociaż zamknęłam je jak się kładłam spać. „To pewnie przez wiatr” – pomyślałam wstając z łóżka. Nałożyłam kapcie na nogi i poszłam wolnymi krokami zamknąć okno. Prawie zasnęłam w drodze. Kiedy udało mi się podejść do okna nagle gałąź drzewa się o nie odbiła. Cofnęłam się nastraszona o krok. Stałam tak przez chwilę ,aż w końcu wzięłam się w garść i zamknęłam okno. Wróciłam do łóżka zdjęłam moje czerwone kapcie i położyłam się. Nagle odechciało mi się spać. O niczym nie myślałam przez ten cały czas gapiłam się w sufit z lekko przymkniętymi oczami.
     Chwilę później zadzwonił budzik. Wyłączyłam go i poszłam na palcach do kuchni. Wyjęłam z lodówki płatki śniadaniowe i mleko. Pożyłam to wszystko na stole i poszłam po talerz który znajdował się na samym czubku lodówki. Mam tylko 156 cm wzrostu więc ,żeby tam dosięgnąć musiałam podskoczyć. Talerz wyślizgnął mi się z ręki ,ale mam takie szczęście ,że jestem bardzo dobra z w-f i udało mi się go złapać. W trakcie łapania talerza serce zabiło mi mocnej jak by babcia dowiedziała się o tym ,że stłukłam talerz to nie wiem co by zrobiła. Lekko wystraszona postawiłam talerz na stole wsypałam płatki i zalałam mlekiem. Jadłam błyskawicznie po chwili talerz był pusty. Wróciłam do pokoju i poszłam się przebrać. Otworzyłam szafę ,a w jej środku były same czarne ciuchy. „Muszę iść na zakupy”-pomyślałam. Ubrałam podkoszulek ,a na to czarną markową zapinaną bluzę którą kiedyś dostałam od cioci Kate. Już jej dawno nie widziałam nie mieszka ona w Polsce nawet nie pamiętam gdzie. Do tego założyłam obcisłe dżinsy i czarne wysokie buty. Wzięłam plecak i zeszłam po cichutku na dół. Otworzyłam drzwi ,a przed sobą ujrzałam mój ulubiony las. Przystanęłam na chwilę ,a potem poszłam przed siebie.
    Ulewa ustała. Zostały tylko kałuże i nic więcej. Niebo się rozchmurzyło i zaświeciło słońce.  Przechodząc przez las ciągle czułam na sobie widok tej sarny. Schyliłam głowę i zaczęłam szybciej iść. Miałam bardzo długą grzywkę i nie widziałam gdzie idę. Wkońcu uderzyłam się głową o gałąź drzewa. Na chwilę przystanęłam zamknęłam oczy i uklękłam. „Ale będę miała guza. Głupia gałąź!”- pomyślałam łapiąc się za głowę. Wstałam i pobiegłam do szkoły zirytowana. Kiedy byłam już w szkole wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli. Cóż to żadna nowość. Ja udawałam że tego nie widzę i szłam zamyślona przed siebie. Przed moimi oczami ukazałał się Matt. Największy dureń z całej szkoły nie daje mi spokoju.
- Hej lala! Co byś chciała na urodziny? Bo ja widziałem w sklepie dzieciencym fajnego smoczka! – zaśmiał się jakby była z czego.
„ Tym razem przegiąłeś! ” –pomyśłam zaciskając zęmby.
  -Daj mi święty spokój!- powiedziałam patrząc na niego z oburzeniem.
    On zachichotał i szepną coś koledze coś do ucha. Obaj wybuchnęli śmiechem i patrzyli na mnie  roześmiani. Cała szkoła przyglądała się tej sytuacji. Nagle zadzwonił dzwonek i poszłam z ulgą do klasy.