Dziś stałam wcześnie rano ,albo raczej zostałam obudzona. Na dworze było jeszcze ciemno. Obudziła mnie straszna ulewa która szaleje już całą noc. Okno było otwarte chociaż zamknęłam je jak się kładłam spać. „To pewnie przez wiatr” – pomyślałam wstając z łóżka. Nałożyłam kapcie na nogi i poszłam wolnymi krokami zamknąć okno. Prawie zasnęłam w drodze. Kiedy udało mi się podejść do okna nagle gałąź drzewa się o nie odbiła. Cofnęłam się nastraszona o krok. Stałam tak przez chwilę ,aż w końcu wzięłam się w garść i zamknęłam okno. Wróciłam do łóżka zdjęłam moje czerwone kapcie i położyłam się. Nagle odechciało mi się spać. O niczym nie myślałam przez ten cały czas gapiłam się w sufit z lekko przymkniętymi oczami.
Chwilę później zadzwonił budzik. Wyłączyłam go i poszłam na palcach do kuchni. Wyjęłam z lodówki płatki śniadaniowe i mleko. Pożyłam to wszystko na stole i poszłam po talerz który znajdował się na samym czubku lodówki. Mam tylko 156 cm wzrostu więc ,żeby tam dosięgnąć musiałam podskoczyć. Talerz wyślizgnął mi się z ręki ,ale mam takie szczęście ,że jestem bardzo dobra z w-f i udało mi się go złapać. W trakcie łapania talerza serce zabiło mi mocnej jak by babcia dowiedziała się o tym ,że stłukłam talerz to nie wiem co by zrobiła. Lekko wystraszona postawiłam talerz na stole wsypałam płatki i zalałam mlekiem. Jadłam błyskawicznie po chwili talerz był pusty. Wróciłam do pokoju i poszłam się przebrać. Otworzyłam szafę ,a w jej środku były same czarne ciuchy. „Muszę iść na zakupy”-pomyślałam. Ubrałam podkoszulek ,a na to czarną markową zapinaną bluzę którą kiedyś dostałam od cioci Kate. Już jej dawno nie widziałam nie mieszka ona w Polsce nawet nie pamiętam gdzie. Do tego założyłam obcisłe dżinsy i czarne wysokie buty. Wzięłam plecak i zeszłam po cichutku na dół. Otworzyłam drzwi ,a przed sobą ujrzałam mój ulubiony las. Przystanęłam na chwilę ,a potem poszłam przed siebie.
Ulewa ustała. Zostały tylko kałuże i nic więcej. Niebo się rozchmurzyło i zaświeciło słońce. Przechodząc przez las ciągle czułam na sobie widok tej sarny. Schyliłam głowę i zaczęłam szybciej iść. Miałam bardzo długą grzywkę i nie widziałam gdzie idę. Wkońcu uderzyłam się głową o gałąź drzewa. Na chwilę przystanęłam zamknęłam oczy i uklękłam. „Ale będę miała guza. Głupia gałąź!”- pomyślałam łapiąc się za głowę. Wstałam i pobiegłam do szkoły zirytowana. Kiedy byłam już w szkole wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli. Cóż to żadna nowość. Ja udawałam że tego nie widzę i szłam zamyślona przed siebie. Przed moimi oczami ukazałał się Matt. Największy dureń z całej szkoły nie daje mi spokoju.
- Hej lala! Co byś chciała na urodziny? Bo ja widziałem w sklepie dzieciencym fajnego smoczka! – zaśmiał się jakby była z czego.
„ Tym razem przegiąłeś! ” –pomyśłam zaciskając zęmby.
-Daj mi święty spokój!- powiedziałam patrząc na niego z oburzeniem.
On zachichotał i szepną coś koledze coś do ucha. Obaj wybuchnęli śmiechem i patrzyli na mnie roześmiani. Cała szkoła przyglądała się tej sytuacji. Nagle zadzwonił dzwonek i poszłam z ulgą do klasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz